Najczęstszy błąd, jaki spotykałem w NGO
Mniej-więcej od połowy drugiej klasy liceum angażuję się w różne formy wolontariatu. W tym czasie działałem w paru organizacjach pozarządowych, parunastu innym pomogłem jako „człowiek z zewnątrz”, o parudziesięciu innych słyszałem od bliższych lub dalszych znajomych. Niestety, w praktycznie każdej, o której dowiedziałem się więcej, spotkałem jedną i tę samą rzecz, która doprowadza mnie wręcz do pasji i może wyeliminować z organizacji najlepszych wolontariuszy.
Więc zwykle wygląda to mniej-więcej tak. Do organizacji trafia młody (przynajmniej duchem:-) ) i zmotywowany człowiek. Zaczyna działać dużo i dobrze. Nawet można go postawić przed innymi i pochwalić. I gdy jego zaangażowanie trwa przez dłuższy czas (przy czym w różnych organizacjach różnie jest definiowne słowo „dłuższy”), wreszcie ktoś wpada na „genialny” pomysł:
Powinien zostać liderem.
Czasem w miejsce „liderem” może pojawić się inna funkcja we władzach NGO lub w strukturach szkolących, ale chodzi o to samo: postawienie kogoś aktywnego wyżej w jednej z gałęzi hierarchii organizacji. Wiele razy – nawet na swoim własnym przykładzie – widziałem, że takie zdanie staje się równią pochyłą prowadzącą do wycofania się aktywnego człowieka z organizacji.
Dlaczego tak się dzieje?
Często przy takiej „nominacji” nikt nie bierze pod uwagę faktu, że pełnienie różnych funkcji wymaga zupełnie innych kompetencji i umiejętności Jeżeli organizacja zajmuje się ratownictwem (bo z takimi miałem największy kontakt), różnica pomiędzy byciem ratownikiem, instruktorem, dowódcą zabezpieczenia albo członkiem zarządu jest kolosalna. Więc to, że ktoś dobrze sprawdził się w jednej roli nie oznacza, że sprawdzi się dobrze w drugiej. Po prostu: nie wszystko będzie się mieściło w specjalności danej osoby.
Jednocześnie przymykanie oka na to, że komuś się chce działać, byłoby marnowaniem potencjału takiej osoby.
Rozwiązanie? Jest bardzo proste i powszechnie znane, tylko w sektorze organizacji pozarządowych jakby o nim zapomniano: szkolić, szkolić, szkolić. I to nie jednorazowo, ale przez cały czas działalności.
Niestety, często w organizacjach pozarządowych, gdy tylko wspomni sięo szkoleniach, pojawiają się argumenty w stylu:
Mamy aktywnych wolontariuszy, którzy sami dbają o swój rozwój.
Tak, wolontariusz z natury jest osobą aktywną. Tylko dbając o swój rozwój może przestać mieć czas na działanie w organizacji, która go w tym nie wspiera.
Lepiej wydać pieniądze na sprzęt albo pomaganie podopiecznym.
Uważam, że chodzi o to, żeby pomagać dobrze. A lepiej wyszkolony człowiek lepiej zaplanuje zakupy tego sprzętu, lepiej rozdysponuje dostępne środki, lepiej sprzęt wykorzysta czy po prostu – lepiej pomoże podopiecznym. A swoją drogą – nie za wszystkie szkolenia trzeba od razu płacić (i o takich napiszę trochę dalej).
I tak ludzie poświęcają swój wolny czas na działalność, więc nie wymagajmy od nich za dużo.
I w ten sposób wypełniasz organizację typowymi BMW i ludźmi, którzy gównie chcą pokazać, że działają, a nie działać naprawdę skutecznie.
No i mój faworyt:
Trudno było namówić kogoś na tę funkcję, więc cieszmy się, że się zgodził, a nie wymagajmy od niego jeszcze więcej.
To już dla mnie mistrzostwo świata. Bo „ryba psuje się od głowy”.
Przykład? Duża organizacja medyczna. Gdy zaproponowałem, że mogę prowadzić cotygodniowe spotkania dla chętnych, którzy chcą powtarzać i ćwiczyć umiejętności z pierwszej pomocy, usłyszałem komentarz „Ale po co, skoro każdy na początku przechodzi kurs?”. Dla jasności: kurs trwał 16 godzin. A niektórzy członkowie odbyli go paręnaście lat wcześniej. Z tego co wiem, teraz wielu wolontariuszy robi tam KPP i raz na parę miesięcy są organizowane szkolenia, ale generalnie niewiele się zmieniło w nastawieniu władz. (A te parę lat temu ostatecznie zgodę dostałem i udało mi się wtedy podziałać z fantastycznymi ludźmi, chociaż „góra” nam tego nie ułatwiała.)
Jeśli zauważyłeś w swojej organizacji którykolwiek z objawów, o którym wspomniałem i zależy Ci na niej – działaj.
Od czego można zacząć? Na przykład zostaw komentarz pod tym wpisem i napisz, czego potrzebujecie. A ja wraz z innymi czytelnikami postaram się wymyślić, jak Wam pomóc.
Warto też przeglądnąć ofertę firmy Training Projects – partnera tego wpisu – która dla prowadzi bezpłatne szkolenia dla organizacji pozarządowych. Jeśli zorganizujecie grupę wolontariuszy i miejsce, możecie skorzystać ze szkolenia z zakresu zarządzania projektami, kierowania zespołem i pracy zespołowej, kreatywności, komunikacji, rozwiązywania problemów czy prezentacji (pełny zakres oferty znajdziesz na stronie). Nie wiesz, co będzie dla Was najlepsze? Przed szkoleniem trenerzy mogą pomóc Wam sprawdzić, które ze szkoleń będzie dla Was najlepsze.
Jeśli jesteście zainteresowani – na początek wystarczy wysłać parę zdań o Waszej organizacji i tym, które szkolenia Was interesują na maila podanego na stronie.
Jako że świat jest mały, sam poznałem jednego z trenerów – Rafała – przy okazji zupełnie innego projektu parę lat temu. Nauczył mnie bardzo dużo o prowadzeniu prezentacji inwestorskich, badaniach rynku i strategicznym planowaniu działalności firmy. Fantastycznie przekazywał wiedzę o czym świadczy choćby fakt, że nadal z niej korzystam – chociaż od tamtej pory całkowicie zmieniłem branżę.
Uważam, że sektor organizacji pozarządowych ma do zrobienia w Polsce naprawdę dużo dobrego. Ale nie zrobi tego bez silnych organizacji. A każda organizacja będzie tak silna, jak najsłabsza osoba w niej działająca. Dlatego – jeśli jakkolwiek odpowiadasz za szkolenia w NGO – nie warto zaniedbywać tematu i czekać, aż będzie „lepszy czas na szkolenie”.
Wpis powstał we współpracy z firmą Training Projects, oferującą darmowe szkolenia menadżerskie dla NGO.