Czekając na… dziecko
W ostatni poniedziałek – 17 grudnia – liturgia Adwentu zmieniła się. Kościół przestawił punkt skupienia z oczekiwania na Paruzję na przygotowanie do obchodów Bożego Narodzenia. Dlatego też w ostatnią niedzielę tegorocznego Adwentu nie napiszę już o czekaniu związanym z budynkiem kościoła. Tym razem będzie o siedzeniu w poczekalni szpitala w chwili, w której rodzi się dziecko.
Trochę dziwnie pisze mi się o czekaniu na dziecko bo mam wrażenie, że kto to przeżył – doskonale wie, o co chodzi, a kto nie – ten i tak będzie miał tylko mgliste pojęcie. Ale czuję, że jest to temat, którego nie mogę pominąć w tym cyklu.
Gdy czeka się w poczekalni porodówki, człowiekiem targają chyba wszystkie możliwe emocje. Jako że jestem typowym facetem i potrafię nazwać tych emocji ze trzy-cztery, dla mnie to było szczególnie trudne czekanie: po prostu nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Ekscytacja na myśl o tym, że zaraz zobaczę swoje dziecko. Niepewność, jak to teraz będzie. Ciekawość tego, jak to będzie mieszkać z nowym domownikiem. Zdenerwowanie na personel szpitala. Cztery nazwane – jak już mówiłem, więcej nie potrafię:-).
Jezus przyszedł na świat jako dziecko. Co oznacza, że Józefowi w szopie też towarzyszyły najróżniejsze emocje, gdy Maryja rodziła. Nie ma więc nic złego w tym, że w przedświątecznym zamieszaniu też czujesz mętlik w głowie i nie wiesz, co tak naprawdę się dzieje w Twoim domu. Myślę, że w czasie Paruzji też będą targały nami najróżniejsze emocje, których nawet nie będziemy umieli określić. Wyobraź sobie choćby to, że właśnie idziesz do Nieba, ale jednocześnie widzisz tych, którzy wybrali wieczność w piekle. Szczególnie że przed chwilą usłyszałeś o sobie całą prawdę, a pomimo to wybrałeś Miłosierdzie.
No i chyba nie będzie zaskoczeniem gdy napiszę, że wraz z urodzeniem dziecka życie rodzica się zmienia. Zmieniają się priorytety, organizacja czasu, spojrzenie na wiele kwestii… Co więcej – nie jest to zmiana jednorazowa. Dziecko rośnie, rozwija się, zmieniają się jego potrzeby – a rodzice muszą się do tego wszystkiego adaptować.
Koniec świata będzie wydarzeniem. Dla tych, którzy wybiorą Boga, będzie tylko początkiem nowego procesu – życia zbawionego. Skoro Raj był w pewien sposób niedokończony i zostawiony dla człowieka, żebyśmy go przekształcali, zapewne tak samo będzie wyglądała sytuacja w Nowym Jeruzalem. Będziemy musieli najpierw przyzwyczaić się do życia w takiej bliskości z Bogiem (co nie powinno być trudne, bo taka jest nasza najgłębsza natura), a potem dostosowywać się do tego, co w tam zmienimy. Po Apokalipsie stała będzie tylko Jego Miłość, obecność i bliskość – cała reszta należy do nas.
W cyklu „Czekając na…” przyglądam się sytuacjom związanym z oczekiwaniem, które wielu z nas zna z codziennego życia. W tych sytuacjach szukam wskazówek, które mogą pomóc w przeżywaniu Adwentu – powtórnego przyjścia Jezusa, na które czekamy. Żeby nie przegapić jutro ostatniego odcinka – zapraszam do zapisania się na newsletter: