
#krzyzyknadroge
W tym roku nie wezmę udziału w finale Ekstremalnej Drogi Krzyżowej w Krakowie, 11 kwietnia. Dlatego w ostatni piątek spakowałem plecak, wydrukowałem sobie opis trasy, wziąłem rozważania i ruszyłem rozważać Mękę Pańską w ten sposób. Dotychczas zawsze szedłem nie dość, że w czasie finału, to jeszcze w grupie. Więc to była moja pierwsza prawdziwa, samotna EDK. I chciałem się podzielić z Wami moimi odczuciami.
Muszę przyznać, że do sobotniego poranka byłem raczej sceptycznie nastawiony do idei samotnej Ekstremalnej Drogi Krzyżowej. Wydawało mi się, że lepiej jednak iść w grupie – we wspólnocie. Ale w nocy z 28 na 29 marca zmieniłem zdanie. Zupełnie inaczej się idzie, gdy można iść w swoim tempie, gdy nie trzeba mijać innych grup, gdy się wie, że naprawdę wszystko zostawiło się w rękach Boga, bo nie ma ani ekipy medycznej, ani zespołu trasowego, który może pomóc w razie problemów. Zupełnie inaczej czułem odpowiedzialność za każdy kolejny krok, orientację w terenie, pilnowanie trasy. I wreszcie – ciemność i cisza, jaką można odczuć w czasie wyjścia samotnego, jest niesamowita. Niby noc to noc, ale gdy jedynym źródłem światła była moja czołówka, odczułem ją zupełnie inaczej.
Tegoroczne rozważania, dostępne już na stronach www.edk.org.pl i www.modlitwawdrodze.pl, są poświęcone wyzwaniu jako mierze wielkości człowieka. Przyznaję, że nie wszystkie sformułowania z nich zrozumiałem i nie wszystko jest dla mnie jasne, ale we wstępie znalazłem słowa, które zmieniły całkowicie moje myślenie o podejmowaniu wyzwań: „Pora zarządzać własną wielkością”. Proste, a jak dużo daje do myślenia.
Co do samej drogi – szedłem lekko zmodyfikowaną trasą pomarańczową z Krakowa do Kalwarii Zebrzydowskiej. Zmodyfikowaną – bo chciałem zmierzyć się z zielonym szlakiem w okolicy Tyńca, na który przypadkiem wszedłem na pierwszej EDK (tej, której nie ukończyłem). Przejście trochę ponad 45 kilometrów zajęło mi 8 godzin i 45 minut. Trochę się pospieszyłem, bo dotarłem do Kalwarii jeszcze przed otwarciem sanktuarium, więc paręnaście minut spędziłem na schodach – z tej okazji powstał film dla Was. Przy okazji zrobiłem pierwszy duży test nowej czołówki i kijów trekkingowych (te ostatnie polecam naprawdę, jeśli ktoś ma problemy z kolanami, jak ja).
Najważniejsze jest dla mnie to, że pokonałem kilka momentów kryzysowych Miałem co najmniej trzy: raz ze względu na senność i dwa razy ze względu na zmęczenie i poczucie „co ja tutaj robię”. Ale pokonałem je i doszedłem. Podjąłem wyzwanie i je wygrałem. Spotkałem Tego, dla którego wyszedłem na EDK. Zweryfikowałem się. Teraz mogę iść dalej.
Na koniec chciałem przytoczyć parę cytatów z tegorocznych rozważań, które zapadły mi w pamięć:
- „Czas zarządzać swoją wielkością.” – bo zmienia perspektywę,
- „Jego (Jezusa) los to nieustanne balansowanie na granicy życia i śmierci.” – bo nie każdy ma tego świadomość,
- „Stajemy się bardziej wyzwaniami, a mniej dziedzicami.” – bo nie rozumiem tego i podskórnie się nie zgadzam,
- „Przyjaźń nie jest ujednoliceniem, ale porozumieniem różnic. Dlatego przyjaźń jest wyzwaniem.” – bo wiele osób teraz tego nie rozumie,
- „Wyobraźmy sobie strażaka. Kiedy tak naprawdę będzie wiedzia, że jest dobry w tym, co robi? Po ćwiczeniach? W mundurze na paradzie? ile razy musi być w akcji, by mógł coś o sobie powiedzieć?” – bo się z tym nie zgodzę – dobry trening pozwala powiedzieć coś o sobie,
- „Potrafimy więcej współczuć misiom panda i orkom, niż osieroconym dzieciom.” – bo to smutna prawda o dzisiejszej moralności,
- „Ale on wciąż miał władzę nad tym, kim był. (…) Był w ich rękach, ale wciąż był sobą.” (o ukrzyżowaniu) – bo może pomóc wielu osobom, które dzisiaj źle pojmują wolność,
- „Zmienił się Jezus, ale razem z nim zmienił się cały świat. Świat został zbawiony. Taki właśnie potencjał tkwi w człowieku wyzwań.” – bo tak powinniśmy oddziaływać na świat.
Dotrzymaj mi kroku – zapisz się na newsletter!

