zutostrada do nieba, zdjęcie: harrison-fitts--6aH-unsplash CC-0
rozpoznanie

Autostrada w górę

Ten wpis powstał jako wyzwanie. Jeszcze w zeszłym roku jeden z czytelników zaproponował, żebym zacząć pisać o uroczystościach katolickich. Postanowiłem je podjąć, ale nie obyło się bez opóźnienia, więc zabrałem się na temat dopiero teraz Absolutnie nie jestem specjalistą od historii czy teologii, dlatego będę o tych szczególnych dniach pisał po prostu ze swojej perspektywy. Zacznę od uroczystości, która jest dla mnie naprawdę trudna: Wniebowzięcie Maryi.


Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny jest świętem, ze zrozumieniem którego miałem ogromny problem. Nie ma wprost pokrycia w Piśmie Świętym i zostało dogmatycznie potwierdzone niecałe 100 lat temu (dzięki, Marku, za wychwycenie mojego błędu w pierwszej wersji wpisu!). Do tego pokrywa się ze świętem Wojska Polskiego i przez parę lat rozmywałem je, zabezpieczając w tym czasie odpust w Kalwarii Zebrzydowskiej.

Przez to przez długi czas patrzyłem na tę uroczystość jako na coś bardzo skomplikowanego. I może w tym problem. Krok do przodu zrobiłem dopiero, gdy zacząłem to wszystko upraszczać. A stało się to dzięki dwóm śladom.

Ślad pierwszy

Dużą zmianę w moim myśleniu wywołała wiedza biblijna z któregoś audiobooka o. Adama Szustaka OP – już nie pamiętam, którego. Chodziło o to, że gdy w Księdze Rodzaju jest mowa o wniebowzięciu Henocha, oryginał hebrajski mówi po prostu:

Żył więc Henoch w przyjaźni z Bogiem, a potem go nie było.

Autorzy Nowego Testamentu wywodzili się głównie z Judaizmu, więc ich mentalność była kształtowana w dużej mierze przez Stary Testament. Idąc tym tropem, ostatnia wzmianka o Maryi – jeśli dobrze sprawdziłem – pojawia się na początku Dziejów Apostolskich (Dz 1, 14):

Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Maryją, Matką Jezusa, i braćmi Jego.

i potem… już nic o niej nie ma. Może więc to nie jest tak, że o jej wniebowzięciu nic w Piśmie Świętym nie ma. Po prostu autorzy natchnieni napisali to „po swojemu’, a my tego nie rozumiemy.

Ślad drugi

Gdy zrozumiałem, że Maryi mogło „tak po prostu już nie być”, uświadomiłem sobie następną rzecz. Parafrazując świętej pamięci ks. Piotra Pawlukiewicza, za życia nikt się do Maryi nie zwracał per „Wieżo z kości słoniowej” ani „Domie złoty”. Maryja po śmierci Jezusa była kobietą w średnim wieku (przy Pięćdziesiątnicy miała około 47 lat). Tak, nie znała żadnego grzechu i urodziła Mesjasza, ale była też naznaczona zawalonymi planami rodzinnymi, śmiercią Syna i koniecznością pozostania pod opieką Jego kolegi do końca życia.

Naprawdę, niewiele różniła się od naszych żon, matek, koleżanek… i od Ciebie też.

Konkluzja

Nadal nie mogę powiedzieć, żebym jakoś szczególnie rozumiał Wniebowzięcie Maryi. Ale po tych przemyśleniach wiem dwie rzeczy. Takie pójście do Nieba jest czymś bardzo prostym, a przez to – rzedzą dla każdego.

Naprawdę dla każdego – dla mnie i dla Ciebie też.

I właśnie o tym będę myślał przeżywając tę Uroczystość.

Zakładając, że w najbliższym czasie nie zostanę wzięty do Nieba – czy to za życia, czy po śmierci – za jakiś czas opublikuję nowy wpis. Jeśli nie chcesz go przeoczyć, zapisz się na newsletter.

Zapisując się na newsletter wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych zgodnie z polityką prywatności w celu otrzymywania powiadomień o nowych wpisach i wydarzeniach związanych z blogiem. Nie będę Cię spamował. Będziesz mógł w każdej chwili zrezygnować z subskrypcji.