cheating day czyli dzień oszukiwania, zdjęcie: sander-dalhuisen@unsplash.com, CC-0
LFX

Oszukaj dietę (i każdy inny rygor)

Wiele osób chce się zdrowiej odżywiać, regularnie ćwiczyć, spędzać mniej czasu na portalach społecznościowych albo wprowadzić podobne zmiany w swoim życiu. Niestety, duży odsetek z tych, co chcą, nie zrobi w swoim życiu nic, żeby te chęci zrealizować. A spośród tych, którzy próbują – wielu ponosi porażkę i rezygnują zniechęceni. Dzisiaj chciałem pokazać Ci metodę, która ułatwi Ci wprowadzenie w swoje życie dyscypliny i rygoru. Ta metoda to zaplanowanie jednego dnia na „oszukanie” rygoru.


O idei „cheating day” usłyszałem pierwszy raz od Fabiana Błaszkiewicza, który opowiadał o swojej przygodzie z dietą low-carb. Jednak jest to zasada na tyle ogólna, że warto ją poznać i stosować nie tylko w czasie odchudzania. W polskim internecie znalazłem określenie „oszukany dzień”, ale nie przypadło mi do gustu. Dlatego będę używał raczej albo wersji angielskiej, albo „dzień oszukiwania” – pomimo negatywnego wydźwięku, właśnie o to w nim chodzi.

Na czym polega włączenie „cheating day” w dowolną swoją rutynę? Najprościej mówiąc: wyznaczasz jeden dzień w tygodniu, w którym nie musisz się trzymać wyznaczonego sobie rygoru. W praktyce może to oznaczać, że w tym dniu:

Na czym polega włączenie „cheating day” w dowolną swoją rutynę? Najprościej mówiąc: wyznaczasz jeden dzień w tygodniu, w którym nie musisz się trzymać wyznaczonego sobie rygoru. W praktyce może to oznaczać, że w tym dniu:

  • jesz, co tylko chcesz,
  • nawet nie myślisz o treningu,
  • nie przejmujesz się pisaniem książki, którą tworzysz,
  • możesz oglądać telewizji, ile chcesz,
  • odkładasz materiały do nauki na półkę,
  • nawet nie nastawiasz budzika, gdy kładziesz się spać.

Czyli na 24 godziny odpuszczasz wyrzeczenia albo dyscyplinę, które narzucasz sobie na co dzień. Ale pod jednym warunkiem: przez pozostałe sześć dni tygodnia trzymasz się postawionych sobie wymagań i nie ma, że boli.

Kojarzy Ci się to z czymś? Mi bardzo przypomina zasadę Pareto. „Cheating day” to po prostu zastosowanie jej w praktyce: jeśli przez 85% czasu trzymasz się swojego rygoru, to przez pozostałe 15% możesz sobie pofolgować. A skoro tak, to podział 1/6 nie jest ścisły i powinieneś dostosować go do swojej sytuacji. Musisz ustawić swój dzień oszukiwania jak najrzadziej, ale równocześnie na tyle często, żeby motywował Cię do wytrzymania w pozostałe dni.

Bo właśnie na odpowiedniej częstotliwości opiera się tajemnica tej metody. Nasz organizm nie lubi narzuconej dyscypliny. Mózg zupełnie inaczej reaguje na świeżo usmażone frytki, koło których leży tabliczka czekolady, niż na jarmużowe smoothie z rzodkiewką do przegryzienia. Na poziomie neurobiologicznym bardziej się cieszymy na widok łóżka, niż przy pakowaniu torby na siłownię. Zdefiniowanie „cheating day” tworzy wentyl bezpieczeństwa i pozwala przekonać nasz umysł, że warto zebrać się na większy wysiłek, bo już za parę dni będzie w pełni zaplanowany luz. Sugeruje Twojemu mózgowi, że skoro chcesz przestrzegać zaplanowanego czasu wolnego od rutyny, to powinieneś się też w zaplanowanym czasie tej rutyny trzymać.

Jaka jest optymalna długość przerwy pomiędzy dniami oszukiwania? Tak, jak wspomniałem, to sprawa indywidualna. Zależy między innymi od

  • Twojej motywacji i siły woli,
  • obciążenia, które przyjmujesz w swojej rutynie,
  • celu wprowadzenia dyscypliny.

Sam musisz wybadać, jaki interwał będzie dla Ciebie najlepszy. Wydaje mi się, że dla większości z nas optymalne będzie „oszukiwanie” raz na 7-14 dni. Jeśli będziesz chciał mieć „cheating day” częściej, może go być za dużo w stosunku do rutyny i nie dasz rady wykształcić nowych nawyków albo osiągnąć zaplanowanych wyników. Nie chodzi o to, żeby codziennie zajadać dwie tabliczki czekolady i utrzymywać, że cały czas jesteś na diecie, tylko akurat masz dni oszukiwania:-). Z drugiej strony – wydłużenie przerw pomiędzy dniami luźnymi może sprawić, że nie wystarczy Ci samozaparcia do dotrwania w postanowieniu przez kolejny dzień. A skoro i Biblia, i prawodawstwo wielu krajów definiuje dzień wolny po sześciu dniach pracy – uważam, że warto przyjąć tę wartość do pierwszych testów, bo coś w tym musi być. Działając zwinnie, po paru tygodniach powinieneś określić optymalny rozkład dni oszukiwania.

Jeszcze ważna uwaga: „cheating day” nie jest metodą uniwersalną. Nawet nie chodzi o to, że czasem nie zagwarantuje Ci efektów, ale nie przy każdej dyscyplinie możesz ją stosować.

Absolutnie nie próbuj dodać dnia oszukiwania do walki z dowolnym nałogiem. Nie ma, że rzucasz palenie, picie albo oglądanie pornografii, ale raz w tygodniu możesz sobie poużywać. Absolutnie nie. Jeśli chcesz pozbyć się ze swojego życia czegoś złego – musisz to zrobić bardzo, bardzo konsekwentnie.

Nie da się też zastosować tej metody w dowolnej dziedzinie związanej z relacjami. Nie można być dobrym małżonkiem, rodzicem, księdzem, przyjacielem, kolegą czy współpracownikiem przez 6 dni, a siódmego być totalnym chamem dla wszystkich dookoła.

No i w końcu – metodę możesz zastosować tylko do wymagań, które sam sobie narzucasz. Nie ma oszukiwania w stosunku do wymagań prawa, przepisów ruchu drogowego, regulaminów w pracy, zasad w NGO i tym podobnych.

Istnieje jeszcze jedno ograniczenie dnia oszustwa. Sam uważam, że to metoda do stosowania jedynie krótkodystansowego – zwłaszcza, jeśli chcesz w sobie wyrobić psychikę operatora. Decydując się na „cheating day” musisz mieć świadomość, że rezygnujesz z wytrwania w swoim postanowieniu. Albo – patrząc z drugiej strony – rezygnujesz z odebrania sobie czegoś: słodyczy, regeneracji, telewizji i tak dalej. Stosując metodę przez długi czas nie dowiesz się, czy faktycznie jesteś w stanie wytrwać bez danej rzeczy. A często warto wiedzieć takie rzeczy, żeby poznać swoje granice.

Dla niektórych lepsza też będzie wersja lżejsza (czyli cięższa do wprowadzenia) „cheating day” – która może być też dobrym sposobem na przejście z „normalnego” dnia oszukiwania na pełne przestrzeganie dyscypliny. Zamiast dnia oszukiwania, zrób sobie dzień poluzowania. Nie rezygnuj z narzuconej sobie dyscypliny, tylko odrobinę poluźnij zasady. W czasie diety nie rzucaj się od razu na słodycze, ale zjedz trochę więcej, niż w normalny dzień. Zamiast treningu na 100%, możesz zrobić sobie bardzo lekki, ale nie rezygnuj z ruchu. Skróć przewidziany czas nauki albo ucz się w zabawnej formie, zamiast siedzieć nad poważnym podręcznikiem. Nie wyłączaj budzika, ale daj sobie 30 albo 60 minut więcej na sen. W ten sposób z jednej strony nie zarzucisz wyrabiania nawyku, a z drugiej – dasz sobie chwilę na oddech.

Zanim więc zaplanujesz najbliższy „cheating day” zastanów się, czy na pewno możesz to zrobić w Twoim przypadku – a jeśli tak, to jak. Jeśli masz wątpliwości, zapytaj – jeśli nie wiesz, jak mnie złapać, możesz skorzystać z komentarzy pod tym wpisem. A może masz już jakieś doświadczenie z wprowadzaniem tej metody, które może się przydać innym czytelnikom?

Podsumowując: żeby łatwiej było Ci przestrzegać narzuconej sobie dyscypliny, ustal cykliczny dzień, w którym zrobisz sobie od niej wolne. W którym będziesz mógł całkowicie zignorować postanowienia albo przynajmniej odrobinę je złagodzić. Lub innymi sławami: zaplanuj dni luźniejsze, żeby mieć większą motywację do wytrwania w narzuconym sobie rygorze. Dzięki temu „zjesz słonia po kawałku” i będziesz mógł zrealizować postanowienia, które wcześniej wydawały Ci się niemożliwe do osiągnięcia. Bo lepiej na początku wygrać w sześć z siedmiu dni, niż całkowicie odpuścić walkę.

„Cheating day” to tylko jedna z metod, którymi można pomóc sobie żyć na całego. Jeśli zostawisz swój e-mail pod tym artykułem, będę Ci regularnie podsyłał nowe wpisy i dostaniesz ode mnie parę bonusów. A jak Ci się nie spodoba – będziesz mógł zrezygnować nawet po pierwszym e-mailu.

Zapisując się na newsletter wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych zgodnie z polityką prywatności w celu otrzymywania powiadomień o nowych wpisach i wydarzeniach związanych z blogiem. Nie będę Cię spamował. Będziesz mógł w każdej chwili zrezygnować z subskrypcji.