8 (+1) tras na rozpoczęcie przygody z dzieckiem w górach
Góry. Naturalne środowisko dla każdego kandydata na operatora, który przygotowuje się do selekcji albo przechodzi taktykę zieloną na kursie bazowym. Niezliczone kilometry wejść i zejść przebyte z ciężkim plecakiem i pomimo bólu mięśni, w dzień i w nocy, na ograniczonej ilości wody.
No dobra, może jesteś mniej ekstremalnym przypadkiem i po prostu lubisz ze znajomymi wyjść na dzień albo kilka, powłóczyć się po szlakach, pogadać przy ognisku albo nawet coś zaśpiewać wieczorem.
A może w ogóle wolisz wspinaczkę i noszenie plecaka pozostawić swojemu awatarowi na ekranie i szczyty znać jedynie z telewizji i książek.
Odnalazłeś się w którejś z tych grup? Nawet jeśli nie, to nie szkodzi. I tak może Cię spotkać sytuacja, która wybija z każdego z tych nastawień do turystyki górskiej: dziecko. Przychodzi czas, gdy już nauczysz niemowlaka chodzić (albo być noszonym w nosidle), zaczniesz z dzieckiem rozmawiać, odpowiadać na jego pytania… i będziesz chciał pokazać mu jak najwięcej świata. A może nawet przeżyć wspólną przygodę. To wszystko może doprowadzić Cię do pomysłu, żeby zabrać dziecko na wycieczkę w góry. A ja napisałem ten tekst po to, żeby Ci w tym pomóc.
Od razu też postawię sprawę jasno: nie napiszę tutaj, po co chodzić z dzieckiem w góry i czy warto to robić. Tę decyzję musisz podjąć sam i, jeśli nie jesteś zdecydowany, nie mam zamiaru Cię przekonywać na siłę. Jakkolwiek, jeśli się w tym momencie wahasz, przeczytanie dalszej części wpisu dostarczy Ci informacji, które ułatwią Ci podjęcie decyzji, czy już czas na wspólne wyjście z dzieciakami.
Jeśli absolutnie nie pociąga Cię chodzenie po górach, a tym bardziej nie masz zamiaru zabierać tam dzieci, możesz odpuścić sobie dalsze czytanie. Bądź sobą. Jeśli sam nie znajdujesz w turystyce przyjemności, prawdopodobnie nie odkryjesz jej zabierając ze sobą jeszcze dzieci.
A teraz zacznijmy od tego…
Jak to u mnie z górami było
Muszę przyznać, że decyzja o zabraniu dzieci w góry wyniknęła w mojej rodzinie dość spontanicznie z dwóch powodów.
Pierwszym był COVIDowy lockdown, przez który maluchom ewidentnie brakowało ruchu. Nic dziwnego, mieszkanie w bloku w Krakowie to nie boisko, a przedszkolak musi się wybiegać. Szukając niezatłoczonego miejsca, w którym dzieci będą mogły się zmęczyć, wymyśliliśmy góry.
Drugim był mój powrót do krótkofalarstwa i chęć spróbowania aktywacji górskich, czyli SOTA. O tym więcej mówiłem w podcaście, do którego odsłuchania zapraszam. Bo, jak się przekonałem, krótkofalarstwo też jest dla dzieci bardzo interesujące.
Z tych dwóch powodów pod koniec kwietnia pierwszy raz spakowaliśmy mój plecak i ruszyliśmy w Beskid Wyspowy wraz z przedszkolakami*. A że nam się spodobało, praktycznie w każdy weekend aż do września gdzieś wyjeżdżaliśmy.
* OK, tak naprawdę pierwszy raz byliśmy z dziećmi w Górach Świętokrzyskich rok temu, ale to był jednorazowy wypad.
Jak się przygotować
Wyjście z dziećmi to zupełnie inna bajka, niż wędrowanie po górach samemu. Bierzesz odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale też za całą rodzinę, którą prowadzisz. Dlatego trzeba się do takiego wyjścia inaczej przygotować. Według mnie, trzeba ze sobą zabrać:
- napoje – według pogody i potrzeb. Nam na cztery osoby zawsze wystarczało 3 l wody i mały termos z herbatą. Z tym, że nie chodziliśmy przy największych upałach. Dla siebie biorę też kawę, która czeka na mnie w samochodzie – taka nagroda za pokonanie trasy. Dla dzieci analogiczną funkcję mogą pełnić soki. Pamiętaj, że lepiej pić często, a mało. Ja co ok. kwadrans zarządzam przerwę techniczną, żeby każdy wypił parę łyków z butelki.O ile na samotne wycieczki biorę ze sobą camelback, na wyjścia rodzinne zostawiam go w domu. Przy butelkach łatwie jest pilnować, ile już wypiliśmy i ile nam zostało. Zakup małych camelbacków dla dzieci planuję dopiero na przyszły sezon, gdy jeszcze trochę podrosną.
- kurtki przeciwdeszczowe – bądź przygotowany na załamanie pogody. W górach naprawdę to się zdarza. A, jak już masz robić taktyczną ewakuację dzieci w razie ulewy, przynajmniej odpuść sobie problem z płaczem, że są już przemoczone. Z resztą, kiedyś już pisałem, jak ubrać się w teren.
- jedzenie – my zawsze na szczycie (lub w jego okolicy, jeżeli takowy nie jest oznaczony) robimy sobie piknik. Wystarczy zabrać kanapki albo drożdżówki i herbatę, żeby celebrować w warunkach polowych osiągnięcie celu pośredniego (bo trzeba jeszcze zejść). Dzięki temu, po krótkim odpoczynku, dzieciaki raźno ruszały w dół i chyba nigdy nie mieliśmy problemów w czasie zejścia. Warto też mieć mniejsze przekąski na czas kryzysu w trasie. Ja zwykle zabieram batony musli jako szybkie dawki energetyczne i drobne cukierki albo jabłka na podniesienie ducha w słabszych momentach.
- apteczkę – nie wystarczy, że ją skompletujesz. Musisz jeszcze umieć jej dobrze użyć w sytuacji stresowej. Jeśli nie czujesz się pewnie i nie umiesz w tym momencie powiedzieć co byś zrobił, gdyby Twoje dziecko ukąsiła żmija, od razu znajdź w swojej okolicy dobry kurs pierwszej pomocy i się na niego zapisz.We wpisie o wyposażeniu apteczki możesz zobaczyć, jaka apteczka towarzyszy mojej rodzinie na wycieczkach.
- kompas i mapę – w terenie nadal jest to dla mnie podstawowy sprzęt do nawigacji. Nawet, jeśli idziemy prosto po szlaku, wolę mieć go w zanadrzu. Do tego proste wycieczki są świetną okazją, żeby nauczyć młode pokolenie orientowania i czytania mapy oraz obsługi busoli. Jak dzieci za 20 lat trafią na szkolenie przygotowawcze w wojsku, będą Ci wdzięczne:-).
- zapasowe suche ubrania dla dzieci – nie musisz ich cały czas ze sobą nosić. Zostaw zapasowe spodnie i skarpetki (to takie niezbędne minimum) w samochodzie . Nic Cię to nie kosztuje, a może bardzo umilić Ci drogę powrotną.
Do tego:
No i najważniejsze: jeśli idziesz w góry z przedszkolakami miej pewność, że jesteś w stanie unieść wszystko, co zabieracie ze sobą. Nawet jeśli normalnie dzielicie bagaż pomiędzy plecak Twój i żony albo nawet dzieciaki mogą już coś przenieść same. Bądź przygotowany na to, że w sytuacji awaryjnej, na przykład przy pogorszeniu pogody, będziesz musiał wziąć wszystko na swoje plecy. A może jeszcze dziecko na ręce. Dlatego zastanów się dwa razy, czy na pewno potrzebujesz danej rzeczy i… ćwicz, zanim wybierzecie się w góry.
- Sprawdź prognozę pogody – ja polecam serwis meteo.pl. Trzeba nauczyć się czytać ich wykresy, ale generalnie pogoda się sprawdza z dokładnością co do godziny. Pamiętaj, że jeśli przewidywane są burze, prognoza jest mniej dokładna! I, o ile samemu możesz kozaczyć, z dziećmi nie polecam ryzykować i iść z nadzieją, że jednak zła prognoza się nie sprawdzi.
- Dobrze zaplanuj trasę – nie chcesz się zgubić w terenie i za długo zastanawiać, gdzie tak naprawdę jesteście. Ja zawsze patrzę na mapę na mapa-turystyczna.pl (to na niej pokażę każdą trasę, o której piszę), a po wybraniu punktu dojazdu weryfikuję go na Mapach Google. Uwaga praktyczna: istnieje też aplikacja Mapa Turystyczna na komórkę ale doświadczenie pokazało mi, że mapy prezentowane przez wersję przeglądarkową są bardziej dokładne i lepiej oddają rzeczywistość. Nie mam pojęcia, dlaczego tak jest.
- Możesz kupić radiotelefony PMR, żeby zapewnić sobie łączność w czasie wycieczki. Zazwyczaj ich użycie kończy się na włączeniu wszystkich na jeden kanał i zablokowanie klawiatury (żeby dzieci go nie zmieniły), ale bardzo pomagają, gdy na chwilę się rozdzielicie – np. ze względu na tempo marszu lub gdy jedna osoba pójdzie sprawdzić, którędy dalej biegnie szlak. Z resztą, nawet przy rozciągnięciu rodziny w czasie marszu na 15 metrów, rozmowa przez radio jest o wiele fajniejsza, niż krzyczenie do siebie. Szczególnie przy wietrze albo deszczu. W moim przypadku, jest to też okazja do przekazania dzieciom zasad prowadzenia łączności. PMRy mogą też okazać się przydatne w sytuacji awaryjnej – gdy będziecie mieli wypadek w miejscu, gdzie nie ma zasięgu sieci komórkowej (w górach wcale nie jest to rzadki przypadek!). Chociaż są to radia małej mocy i o bardzo ograniczonym zasięgu, wysokość i brak zabudowań może zrobić swoje i akurat dowołacie się do kogoś, kto będzie mógł Wam pomóc.Alternatywnie możesz użyć przenośnych radiotelefonów CB lub tak zwanych „licencji komercyjnych”, ale to już temat na osobny wpis – daj znać w komentarzu, czy chcesz o tym poczytać.
- Kolejnym przydatnym zakupem są kije trekkingowe. Uwaga – nie dla Ciebie! Sam, chociaż kije mam od dawna i normalnie ich używam, na wyjściach rodzinnych idę bez nich. Tak, żeby w każdej chwili móc komuś podać rękę. Za to dla dzieci nawet najtańszy model kijów zapewni wsparcie w czasie wyjścia i stabilność w czasie zejścia. Sam kupiłem dla dwójki dzieci tylko parę kijów – normalnie używają po jednym, a jak jedno akurat nie chce używać, to oddaje swój kij drugiemu. Dzięki temu nie ma problemu, kto i jak ma nieść nieużywany sprzęt.
Złotą zasadą pakowania się jest dla mnie:
nie zabieraj rzeczy, których nie umiesz użyć i spakuj się tak, żebyś z zamkniętymi oczami potrafił wyciągnąć dowolną rzecz z plecaka.
Tak więc dobrze przygotuj plecak przed wyjazdem.
Z resztą, jest możesz z takich przygotowań zrobić świetną zabawę dla dzieci. Najpierw wytłumacz im, jak poszczególne rzeczy się nazywają i do czego się ich używa. Potem spakuj plecach i pozwól dzieciom zawiązać Ci oczy. Gdy już będziesz gotowy, niech dzieci mówią nazwy rzeczy, które spakowałeś, a Ty staraj się jak najszybciej zlokalizować je w plecaku i wyciągnąć.
Tyle o przygotowaniach rodziców. A teraz
Jak przygotować dziecko?
O tym, co kupić i spakować, już napisałem. Ale do tego musi dojść jeszcze przygotowanie psychiczne. Dla dziecka, szczególnie żyjącego w mieście, góry są zupełnie obcym środowiskiem. Jeśli nie chodzicie na długie spacery i rzadko wyjeżdżacie, będzie też musiało sobie poradzić z zupełnie nowym rodzajem wysiłku. Dlatego warto przed wyjazdem porozmawiać z dzieckiem i opowiedzieć mu o paru rzeczach:
- W góry musicie dojechać i podróż może być trochę dłuższa niż trasy, które zazwyczaj pokonujecie samochodem. Za to warto uważnie obserwować świat przez okno, bo będzie można zauważyć wiele ciekawych rzeczy.
- Gdy wejdziecie na szlak, nie będzie można łatwo się wycofać. Zawrócić zawsze można, ale mimo wszystko trzeba dojść do miejsca, w którym zostawiliście samochód. Dlatego trzeba od razu mówić o wszystkich problemach i kłopotach.
- Niekoniecznie uda Wam się zdobyć szczyt. Góry już takie są.
- W przypadku wyprawy w góry, najważniejsza jest wytrwałość. Dziecko musi znaleźć swoje tempo i spokojnie w nim iść, krok za krokiem. Rodzice się dostosują.
- Trzeba się nastawić na to, że się zmęczycie. Ale to będzie przyjemne zmęczenie.
- Nie zawsze będą warunki, żeby się zatrzymać i odpocząć – zwłaszcza po deszczu, gdy ziemia jest mokra.
- Być może trzeba będzie się trochę zmoczyć i pobrudzić. Chociaż nie wiem, czy dla jakiegokolwiek dziecka jest to problem:-).
- Nie wszystko, co spotkacie w górach i lesie, będzie bezpieczne. Najlepiej, żeby dziecko zapytało, zanim cokolwiek dotknie albo po coś sięgnie. Szczególnie na początku.
- Dyscyplina jest bardzo ważna dla zachowania bezpieczeństwa. O ile można się kłócić o sprzątanie pokoju, to na szlaku jeśli rodzic powie „stój!”, oznacza to natychmiastowe i bezdyskusyjne „stój!”.
- Wiele rzeczy jest niebezpiecznych tylko na własne życzenie. Jeśli przejdziesz spokojnie metr od żmiji, ona nic Ci nie zrobi. Jeśli tylko oglądniesz muchomora, nie zatrujesz się. Trzeba tylko pamiętać o wspomnianej wyżej dyscyplinie.
Żeby utrzymać motywację dzieci pomiędzy wyprawami, stosuję dwa sposoby.
Pierwszy to prowadzenie „dziennika odkrywcy”. Kiedyś kupiłem dzieciom zwykłe zeszyty, napisałem na okładce właśnie „Dziennik odkrywcy” i powiedziałem, że mają je wypełniać rzeczami, które odkryły. Teraz w tych zeszytach są zdjęcia z naszych wycieczek, kolory szlaków, którymi szliśmy, zasuszone rośliny i zioła, rysunki, kolorowanki, woreczki z piaskiem.. Zasada jest taka, że generalnie dzieci decydują, co chcą umieścić w dzienniku, a ja tylko pomagam im to zorganizować.
Drugi, który podsunął mi przyjaciel, to zbieranie punktów do odznak PTTK. Za paręnaście złotych można zamówić przez internet książeczki do programów turystycznych (górski, pieszy, przyrodniczy), a po spełnieniu warunków i weryfikacji książeczki, dziecko może dostać odznakę. Dorosły, z resztą, też. Typowa grywalizacja (tylko wymyślona jeszcze w czasach, kiedy o tym terminie nikt nie myślał). Za to, z punktu widzenia dziecka, taka odznaka naprawdę wiele znaczy.
Skoro już wiesz, jak się spakować i przygotować, mogę Ci powiedzieć…
Jakie trasy opisałem?
Na liście poniżej nie znajdziesz wielu szlaków, o których może czytałeś już na innych stronach. Tak, być może są lepsze trasy, na które można zabrać dzieci. Ale chcę napisać Ci o tym, co znam z doświadczenia i co naprawdę z moją przedszkolną młodzieżą przeszedłem.
A żebym zabrał dzieci na trasę, w tym sezonie musiała ona spełniać następujące wymagania:
- dojazd z Krakowa w 1-1,5 h,
- długość trasy w jedną stronę – do ok. 3 km,
- średnie nachylenie rzędu 100-150 m/1 km,
- brak schroniska na trasie,
- raczej staraliśmy się omijać trasy uznawane za popularne, żeby uniknąć tłoku.
Skoro już znasz zasady, jakimi się kierowałem, mogę Ci zaprezentować:
Proponowane trasy
Zanim posypią się komentarze, od razu sprostuję: poniższe trasy oceniam z perspektywy nóg przedszkolaków. Jeśli wybierzesz się na nie sam, możesz nie zauważyć odcinków, które określam jako „trudne” lub „wymagające”.
Uwaga! Jeśli zaczynałem trasę poza wyzaczonym szlakiem, początek na mapce pod opisem nie będzie się pokrywał z tym, o czym piszę. Decydując się na daną trasę sprawdź, czy odległości podane przeze mnie pokrywają się z tym, co jest wyświetlone w podglądzie mapy. Jeśli któraś trasa Cię zainteresowała, najlepiej zobacz ją w całości klikająć w link „Trasa do…” pod mapką.
Lubomir – czerwony szlak z Przełęczy Jaworzyce
3 km, 339 m podejścia
Bardzo przyjemny szlak, wręcz idealny na pierwsze wyjście. Łagodny, łatwy technicznie i atrakcyjny – po drodze można się zatrzymać przy tablicach edukacyjnych z zakresu astronomii, a na samym szczycie skorzystać z pokazów w obserwatorium astronomicznym. Tego ostatniego, niestety, nie miałem okazji sprawdzić, bo na górę weszliśmy w czasie COVID-19 i obserwatorium było zamknięte. Ale na pewno jeszcze tam wrócimy w przyszłym sezonie i nadrobimy braki.
Kostrza – zielony szlak z Kostrzy
1,8 km, 259 m podejścia
To jeden z moich ulubionych szlaków. Można zostawić samochód w Kostrzy i dojść ścieżką do zielonego szlaku. Bardzo malownicza i przyjemna trasa, chociaż jeden fragment podejścia jest dość stromy. Za to po jego pokonaniu, wystarczy dojść grzbietem góry na szczyt, podziwiając widoki po drodze. Chociaż ogólnie nie zwracam większej uwagi na roślinność, akurat tę trasę zapamiętałem jako ciekawą pod względem botanicznym.
Kapliczka pod Koskową Górą – niebieski szlak z Bogdanówki
3 km, 130 m podejścia
Łatwa trasa bez stromych podejść. Niestety, ma dwie wady. Pierwsza jest poważna: teren nie jest dość dobrze oznaczony na mapach i łatwo się zgubić na początku trasy, podczas dojścia z Bogdanówki do szlaku. Plus jest taki, że w sumie wszystkie drogi (o ile nie pójdziesz w totalnie przeciwną stronę) w pewnym momencie do niebieskiego szlaku dochodzą, więc w najgorszym przypadku zapewnisz rodzinie parę dodatkowych kilometrów w nogą. Drugą jest narzekanie dzieci gdy odkryją, że do samej kapliczki można było dojechać samochodem. Pod samą kapliczką można znaleźć dobre miejsce na piknik. Zbaczając ze szlaku, można wejść na sam szczyt i zobaczyć z bliska przemiennik krótkofalarski.
Modyń – niebieski szlak z Młyńczyska
2 km, 233 m podejścia
Trasa dla uduchowionych. Zaczynamy przy ołtarzu i drodze krzyżowej, żeby zakończyć przy ołtarzu na szczycie. A tak poza tym – dla mnie to było bardzo przyjemne przejście. Co prawda na pewnym etapie jest kamieniście i lekko stromo, ale dzieciaki nawet za bardzo na to nie narzekały. Na górze przywita Was ładny widok, wygodne ławki i miejsce do wybiegania się.
Jeśli będziesz chciał dojechać samochodem do kapliczki w Młyńczyskach, uważaj na GPS – mój się na końcu totalnie zgubił i, gdybym nie zaufał intuicji, nie dojechalibyśmy na miejsce.
Sam punkt startowy jest też dobry, jeśli chcesz zorganizować sobie Ekstremalną Drogą Krzyżową. Wystarczy wyjść na Modyń, a potem już prosto żółtym szlakiem do Szczawnicy (ok. 30 km).
Śnieżnica – niebieski szlak z Gruszowca
2,2 km, 332 m podejścia
Gdy wychodziliśmy na tę górę, popadał na nas grad. Na szczycie przywitała nas mgła i wiatr. Pomimo tego, bardzo przyjemnie zapamiętałem ten szczyt i jest to kolejna trasa, którą zaliczam do swoich ulubionych. Wystarczy, że zostawisz samochód przy barze „Pod cyckiem” (warto wyjechać rano, bo parking w sezonie szybko się zapełnia), złapiesz odpowiedni azymut (wskazówka: jeśli przechodzisz przez ulicę, to jednak idziesz w kierunku Ćwilina) i możesz cieszyć się fajną wyprawą z dziećmi.
Przy mokrej pogodzie, warto patrzeć pod nogi i się rozglądać – my w czasie wycieczki spotkaliśmy trzy salamandry, co dla dzieci było świetnym urozmaiceniem wyprawy. Dla mnie i żony, z resztą, też.
Szczebel – zielony szlak z Przełęczy Glisne
2,7 km, 347 m podejścia
Trasa trochę dłuższa, ale za to łatwa technicznie. Uczy też pokory, bo po drodze trzeba przejść przez Małą Górę i dla moich dzieci szokiem było, że to jeszcze nie szczyt, na który chcemy dojść. Dłuższy wysiłek zwraca się też na samej górze – widok jest niesamowity. Góra jest też punktem startowym dla paralotniarzy. Nie wiem, czy można gdzieś sprawdzić, kiedy latają – jeśli tak, warto się wstrzelić w taką porę. My przypadkiem spotkaliśmy ich na szczycie i dzieci były zachwycone widokiem kilku osób latających wokół góry.
Łopień – zielony szlak z Przełęczy gen. E. Rydza-Śmigłego
2,1 km, 262 m podejścia
Zapamiętałem to wyjście jako łatwy, miły i przyjemny szlak z patriotycznym początkiem. Z opowieści wiem, że widok ze szczytu jest bardzo ładny. „Z opowieści” – bo gdy dotarliśmy na szczyt, mgła ograniczała widoczność do około 50 m. Ale szybko zaczęła się przerzedzać – gdy ruszaliśmy na dół już widać było, że tak 20 metrów od miejsca na ognisko, gdzie zjedliśmy drugie śniadanie, jest zadaszony stolik (szczyt jest więc dobrze przygotowany pod turystów). Dopiero gdy byliśmy już blisko samochodu mogliśmy zobaczyć namiastkę tego, co widzielibyśmy ze szczytu. Pewnie w przyszłym roku wybierzemy się tam przy lepszej pogodzie.
Szczyt jest też dość rozległy i dzieci mogą się na nim swobodnie wybiegać.
Wierzbanowska Góra – czerwony szlak z Przełęczy Jaworzyce
2,7 km, 210 m podejścia
Tę trasę zapamiętałem jako trudniejszą, ale na moją ocenę może rzutować fakt, że wychodziliśmy tam dzień po dużej ulewie i połową szlaku płynęła improwizowana rzeka. Oczywiście, nie jest to problem, a wręcz atrakcja dla dzieci, ale bardzo przydały się suche ubrania zostawione w samochodzie, o których pisałem przy przygotowaniu do trasy. Warto też pilnować pociechy – podczas zejścia mogą już się trochę pomoczyć ale dobrze by było, gdyby na górę doszły w miarę suche.
Sam szczyt nie jest zbyt okazały i gwarantuje zapierające dech w piersiach widoki na jakieś 20 metrów, bo jest gęsto zalesiony. Warto za to przejść kilka metrów dalej i zatrzymać się na piknik przy bacówce. Na wycieczkę z dziećmi wybierzesz się raczej w ciągu dnia, więc bacówka powinna być pusta i można ją dokładnie pokazać, opowiedzieć, dla kogo została zbudowana i jakie są zasady zachowania w takim miejscu. Przy bacówce jest też przygotowane miejsce na ognisko, więc można urozmaicić wycieczkę ciepłym posiłkiem.
W przypadku starszych dzieci – myślę, że można spokojnie zaliczyć Wierzbanowską Górę i Lubomir w ciągu jednego wyjścia. Nawet jeśli okaże się to ponad Wasze siły, zawsze w połowie będzie można zrobić punkt kontrolny przy samochodzie zaparkowanym na Jaworzycach.
Bonus: Jałowiec – niebieki szlak z Zawoi-Welcza
3,8 km, 410 m podejścia
Tę trasę traktuję bonusowo, bo odkryłem ją już po opublikowaniu pierwzsej wersji wpisu. A, jednocześnie, jest zbyt fajna, żeby czekać z nią do następnej wersji wpisu.
Sam wziąłem tam syna pod koniec naszego pierwszego sezonu, i – ze względu na odległość do pokonania i odległość od Krakowa (patrz wyżej) – uważam, że nie jest to trasa dla przedszkolaków „na pierwszy raz”. Gdy mieliśmy w nogach już pół roku doświadczenia, była całkiem w porządku.
Zatrzymałem samochód przy szlabanie i dalej poszliśmy drogą leśną (taką dla ciężarówek do wożenia drewna, więc zero problemu technicznego), a gdy tę przeciął niebieski szlak – nim na sam szczyt. Pomimo odległości, trasa nie jest męcząca – musieliśmy dwa razy pokonać ok. 300 m ostrzejszego podejścia, a poza tym przeszliśmy praktycznie bez wysiłku.
Widoki – praktycznie od początku wspaniałe. Droga bardzo różnorodna – najpierw wiedzie przez strumyki z wieloma małymi wodospadami, potem wchodzi w las liściasty. Dodatkowo (ja nie wykorzystałem tej opcji ze względu na to, że późno wyjechaliśmy z domu), parędziesiąt minut od szczytu (idąc żółtym szlakiem) znajduje się prywatne schronisko, które dla dzieciaka będzie dodatkową atrakcją. Sam szczyt jest bardzo fajnie przygotowany jako miejsce na odpoczynek – można i usiąść na ławce, i w szałasie, i rozpalić ognisko.
Jeśli więc nie boisz się pokonać z dzieckiem takiej odległości – zdecydowanie polecam tę trasę.
Czas na Twój krok
Tyle ode mnie. Mam nadzieję, że ten wpis podsunął Ci kilka dobrych pomysłów. Jeśli sprawdziłeś którąś z tych tras na własnej rodzinie, będę wdzięczny za komentarz, jak Ci się podobała i czy masz jakieś uwagi co do mojego opisu. Jeśli masz swoje propozycje tras (niekoniecznie z mojego rejonu) lub własne przemyślenia w temacie, też chętnie przeczytam o nich pod tym wpisem.
A teraz nie zostaje Ci już nic innego, jak tylko zorganizować najbliższą wyprawę. Nieważne, czy pójdziesz sam, czy z rodziną. Czy to Twoje pierwsze, czy tysięczne wyjście. Do zobaczenia kiedyś na szlaku!
Góry to tylko element selekcji. Jeśli chcesz się nauczyć, jak być operatorem-paramedykiem we własnym domu, zapraszam do zapisania się na mój newsletter.