samotny wilk, zdjęcie: michael-larosa@unsplash.com, CC-0
odprawa

Samotny wilk (Mk 10, 46b-52)

W dzisiejszej Ewangelii jest tłoczno. Widzimy tłum otaczający Jezusa, gdy wyszedł z Jerycha. Z czasem ten sam tłum zaczął otaczać siedzącego przy drodze niewidomego – Bartymeusza. Gościa, który tak naprawdę nie ma nawet swojego imienia, bo „bar” to „syn”. Kolejnych „wielu” próbowało tego bezimiennego go uciszyć, a jeszcze inni – przywołują go do Nauczyciela. Co ciekawe, w tym całym tłumie tak naprawdę syn Tymeusza cały czas jest sam, a główna akcja rozegrała się w układzie jeden na jeden.

Gdy Jezus wraz z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. A słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną! „Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: „Synu Dawida, ulituj się nade mną!” Jezus przystanął i rzekł: „Zawołajcie go”. I przywołali niewidomego, mówiąc mu: „Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię”. On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się na nogi i przyszedł do Jezusa. A Jezus przemówił do niego: „Co chcesz, abym ci uczynił?” Powiedział Mu niewidomy: „Rabbuni, żebym przejrzał”. Jezus mu rzekł: „Idź, twoja wiara cię uzdrowiła”. Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą.

To, że „Bartymeusz” nie jest tak naprawdę konkretnym imieniem, w Biblii znaczy jedno: ta historia odnosi się do każdego z nas. W tym przypadku – do każdego syna swojego ojca, czyli mężczyzny. Bo to uzdrowienie pod Jerychem to tak naprawdę historia każdego mężczyzny w Kościele.

Mamy tłum – Kościół. A nawet parę tłumów bo w tym Kościele jesteśmy bardzo różnorodni. I mamy Bartymeusza – mężczyznę, syna swojego ojca – który siedzi na drodze pomiędzy Jerozolimą a Jerychem. Taka lokalizacja oznacza, że może pójść zarówno w stronę totalnego dna, jak i w stronę miejsca, które wybrał Pan. Wybór, który większość z nas określa mianem „życie”.

Z tym wyborem Bartymeusz ma jednak problem: jest niewidomy. Sam nie rozpozna, w którą stronę jest gdzie. Zaryzykuję stwierdzenie, że to problem większości mężczyzn na określonym etapie rozwoju duchowego. W jakiś sposób – święty Marek nie mówi, jak (a Ty pamiętasz, jak pierwszy raz dowiedziałeś się o Jezusie?) – syn Tymeusza dowiedział się, że właśnie obok niego przechodzi Mesjasz. Zaczyna się więc do Niego drzeć tak, jak umie (mniej-więcej tak wygląda modlitwa każdego z nas). Jezus go przywołuje, uzdrawia, uzdrowiony zaczyna iść za Nauczycielem i jest happy end. Wszyscy klaskają, kurtyna. Każdy by chciał, żeby jego historia też się tak skończyła.  Ale żeby mogła się tak skończyć, musimy przyjrzeć się trzem szczegółom i zaakceptować je w swoim życiu.

Szczegół pierwszy: zauważyłeś, żeby w opisie Ewangelicznym ktoś z tłumu pomógł Bartymeuszowi dojść do Jezusa? Powiedzieli mu, że przechodzi Jezus – tak. Powiedzieli mu, że Nauczyciel go woła – tak. Nawet go przy tym zachęcili słowami:

Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię,

ale czy ktoś podał temu niewidomemu rękę i pomógł mu dojść do Mesjasza? Ktoś go podprowadził chociaż kawałek? Dawali mu jakieś słowne wskazówki typu „teraz trochę bardziej w prawo”? Nie. Niewidomy Bartymeusz musiał sam wstać, zrzucił z siebie płaszcz (pewnie po to, żeby się nie potknąć), po czym po omacku musiał zbliżyć się do Jezusa bez jakiegokolwiek przewodnika czy wsparcia. Może raz czy dwa się wywalił, pewnie wpadł na paręnaście osób, może w ogóle minął Jezusa i musiał zawrócić, żeby Go spotkać. Tłum tylko patrzył i, zapewne, komentował i podśmiewywał się.

Szczegół drugi: popatrzmy, jak Jezus – ten, który nawet trzciny nadłamanej nie złamie (Iz 42, 2) –  pomógł mu dojść do siebie samego. Przeczytałeś? Trochę lipa. Tak naprawdę, to nawet się do niewidomego nie odezwał – powiedział do tłumu:

Zawołajcie go

 i pewnie stanął i czekał z założonymi rękami, aż ludzie przekażą wiadomość Bartymeuszowi i ten w końcu na Niego trafi. Te dwa słowa – a nawet wspomnienie tego, skąd padły – były jedynymi wskazówkami, jakimi dysponował niewidomy w swojej drodze do uzdrowienia.

To jest właśnie prawdziwa droga mężczyzny do wiary. Chociaż zawsze pierwszy ruch należy do Boga, to całą robotę musisz wykonać sam. Nikt tego za Ciebie nie zrobi. Bóg zawoła Cię po imieniu. Kościół wesprze Cię słowem, nauką, doświadczeniem. Ale za całą pracę prowadzącą do spotkania z Jezusem jesteś odpowiedzialny Ty. Musisz sam wstać, odrzucić wszystko, co może Ci przeszkadzać i po omacku szukać, gdzie On jest.

Co się stanie, jeśli będziesz wytrwale poszukiwał i w końcu do Niego dojdziesz? Tutaj jest miejsce na szczegół trzeci. Bartymeusz został uzdrowiony i przejrzał. Ale, jak to powiedział ojciec Szustak omawiając kiedyś uzdrowienie teściowej Szymona-Piotra, zawsze zakończenie historii pokazuje, co było prawdziwym problemem człowieka, którego spotkał Jezus. Po uzdrowieniu, syn Tymeusza:

Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą.

Odzyskanie wzroku to jedno. Ale niewidomy wreszcie mógł podjąć decyzję o tym, że pójdzie za Bogiem. To zakończenie pokazuje, że wcześniej tak naprawdę nie ograniczał go brak wzroku a brak pomysłu na to, w którą stronę iść. Spotkanie z Jezusem dało mu jasną wskazówkę – za Nim.

Z tym, że nie było tam nawet śladu przymusu. To nie było tak, jak w przypadku apostołów, gdzie Jezus musiał powiedzieć „pójdź za mną”, żeby wreszcie się ruszyli. Tutaj Bartymeusz usłyszał:

Idź, twoja wiara cię uzdrowiła.

„Idź” – żadnego wskazania kierunku. Był zdrowy i mógł zrobić co tylko chciał. Sam musiał podjąć decyzję, gdzie i jak pójdzie. Wybrał pójście za Jezusem i to „drogą” – a więc najprostszą ścieżką, bez żadnego schodzenia na boki i tracenia czas na eksplorowanie okolicy.

Musisz więc sam wstać, sam dojść do Boga i sam po spotkaniu z Nim podjąć decyzję, że chcesz za Nim iść. Nikt za Ciebie tego nie zrobi. Taka jest wiara mężczyzny. To wyzwanie. I to samotne wyzwanie.

Potrafisz się go podjąć?

Jeśli chcesz poczytać więcej o męskiej wierze, zapraszam Cię na mój newsletter. Już na wstępie dostaniesz zestaw najbardziej wartościowych wpisów, jakie dotychczas opublikowałem.

Zapisując się na newsletter wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych zgodnie z polityką prywatności w celu otrzymywania powiadomień o nowych wpisach i wydarzeniach związanych z blogiem. Nie będę Cię spamował. Będziesz mógł w każdej chwili zrezygnować z subskrypcji.